Beztroskie, choć wrażliwe lata wczesne

Jak wyglądało to moje dzieciństwo? Początki były dość beztroskie. Poza czasem w przedszkolu, a potem szkole podstawowej, spędzałem dużo z rówieśnikami, uwielbiałem jeździć rowerem i „skrobać rowerową marchewkę” moim koleżankom i kolegom.

Od najmłodszych lat miałem jednak w sobie dużo empatii i wrażliwości… Nie zapomnę, jak moja Mama rozpalała w piecu i wrzucała do niego bezbronne konary drzewa, a mi było zwyczajnie przykro, że one tam idą w ten ogień i na pewno bardzo cierpią. Stawiałem się w ich sytuacji.

Co więcej, często przejmowałem perspektywę osób, których spotkało coś dobrego, bądź złego. Wtedy zazwyczaj odczuwałem te bodźce, nieustannie myślałem, co się teraz z nimi dzieje, jak się czują, czy mogę im jakoś pomóc.

Później problemy w moim domu powodowały, że bardzo mocno wchodziłem w sytuacje najbliższych, szukałem rozwiązań, wręcz momentami byłem dla nich mentorem, tylko skąd ja brałem te mądrości? Bo jakie było moje doświadczenie życiowe?

Od najmłodszych lat miałem w sobie dużo empatii i wrażliwości…

Problemy w moim domu powodowały, że bardzo mocno wchodziłem w sytuacje najbliższych, szukałem rozwiązań, wręcz momentami byłem dla nich mentorem, tylko skąd ja brałem te mądrości? Bo jakie było moje doświadczenie życiowe? :)

U bram odtwórczości…

W szkole zazwyczaj dążyłem do wysokich wyników w nauce. Szczególnie od gimnazjum. Mój klasyczny rozkład dnia wyglądał następująco: wczesna pobudka i powtarzanie sobie materiału na zajęcia, szkoła, szybki obiad, nauka do późnego wieczora. Następnego dnia poranne powtarzanie materiału i nadal szkoła.

W pewnym momencie zapomniałem o rówieśnikach i beztrosce. Szkoła, chęć bycia wysoko w rankingach szkolnych i stałe trzymanie głowy w problemach domowych powodowały, że nie potrafiłem i wręcz nie chciałem odpoczywać.

Kiedy przychodziły wakacje, nie umiałem cieszyć się wolnością i działać zwyczajnie w sposób spontaniczny. Zapomniałem też o tym, co to radość z bycia tu i teraz. Mój byt był zawieszony w tym, co już było, bądź w tym, co zaraz stać się może i tu właśnie zaczynał się lęk przed nieznanym. Pamiętam, że kiedy kończył się rok szkolny, ja byłem smutny, wręcz rozgoryczony, bo wiedziałem, że znowu nastanie “okres bezsensownej nudy”, że nie będę w stanie kreatywnie wykorzystać tego czasu.

Myślę, że już wtedy schematyczne, rutynowe życie zabrało mi poczucie wolności, kreatywności i dystansu do wielu błahych spraw. Sytuacja i moje nawyki, które na ten czas były dla mnie gwarantem stabilizacji wepchnęły mnie w niewygodną rolę, w której kostium stawał się naprawdę za duży.

Moje działania były dość przewidywalne, stąd nie było mowy o czymś po prostu innym, nowym, niekonwencjonalnym, twórczym. Odtwórczość dawała mi duże bezpieczeństwo, jak ja to mówiłem – STABILIZACJĘ. Tylko czy ta STABILIZACJA nie była przypadkiem zwykłą iluzją?

Niepraktyczna ambicja – ciąg dalszy…

Kiedy przyszedł czas szkoły średniej, nie miałem w sobie dużej chęci do działań poza nią. Moje życie znowu opierało się na tym, co znane i pogoni za wygórowaną ambicją, która nie dawała mi wtedy nic konstruktywnego, żadnego konkretu. Pogoń…Tylko właśnie za czym? Za tym by wykuć wiele dat, słów, słówek, słóweczek, które po pewnym czasie miały swój upamiętniający zarys tylko w dzienniku, że zdał, że zaliczył, że nauczył się, że pilny, że będą z niego ludzie…taa

To tak zwana radość na chwilę. Później znowu mi czegoś brakowało. Od euforii na +100 do frustracji na -100. Przypominam sobie, że jeszcze podczas okresu, jak ja to nazywam „czasów beztroski” uczęszczałem na zajęcia aktorskie. To było dla mnie czymś innym, oderwaniem się od smutnej, schematycznej, przewidywalnej rzeczywistości. Wtedy właśnie tam czas, jakby się zatrzymywał.

W liceum kontynuowałem uczęszczanie do kółka teatralnego i to sprawiało mi ogromną radość, tam czułem się po prostu dobrze, ekscytowała mnie taka forma działania, to była niesamowita przestrzeń, w której moje emocje mogły swobodnie ujść.

Jednak szybko postanowiłem ograniczyć sobie tę przestrzeń, bo “przecież matuurraa idzie, trzeba brać się za coś porządnego, coś co da mi przyszłość i oczywiście: BEZPIECZEŃSTWO I STABILIZACJĘ…” Znowu zakładałem swój niewygodny kostium i wchodziłem w rolę, która była bezsensowna.

Serce vs Rozum – partyzantka trwa

Dość trudnym etapem była ostatnia klasa szkoły średniej – czyli klasa maturalna… O zgrozo ile ja się zastanawiałem, co zrobić. Na jakie studia pójść…

Tu zaczęła się mocna walka między sercem, a rozumem… Jednego dnia AKTOR, drugiego PRAWNIK, trzeciego DZIENNIKARZ, czwartego LEKARZ, piątego WETERYNARZ, a nawet któregoś dnia, zmęczony wyznałem, że chyba łatwiej będzie zostać ROLNIKIEM tu przynajmniej przydałoby się to moje chłopskie pochodzenie.

Czułem, że moje życie po maturze kończy się.

Beznadzieja to mało powiedziane…

Bezsens istnienia… Myślałem, że mnie już nic konkretnego w życiu nie czeka. Wtedy właśnie zauważyłem, że moja pozorna stabilizacja powolutku zżera mnie od środka. Co więcej… niszczy moje marzenia, których już wtedy nie potrafiłem zdefiniować. Nie miałem na nic pomysłu. Czułem się bezradny. Bezbronny.

Walka między sercem, a rozumem toczyła się cały czas. Nie potrafiłem i nie chciałem żyć własnym życiem. W dniu matury na znak protestu, wręcz załamania sytuacją przed wszystkimi pomysłami, które przecież wydawały mi się bezsensowne, nie poszedłem na jeden z egzaminów maturalnych, pamiętam, że to było coś spoza programu nauczania. Bezsensowność decyzji, sytuacji, jakichś wyrzutów sumienia sięgała zenitu.

Zrozumiałem, że straciłem cenny czas na KONKRET, czas z rówieśnikami, bycie tu i teraz…. Kompletny brak wiary w siebie i moją przyszłość, o marzeniach już nie wspomnę…

Światełko w tunelu

Wtedy jednak zaczęły się dziać bardzo dziwne rzeczy i los DOSŁOWNIE Z DNIA NA DZIEŃ, od telefonu do telefonu, raczył stawiać na mojej drodze ludzi którzy w ciągu zaledwie dwóch tygodni wsparli mnie i przygotowali do egzaminów wstępnych szkoły artystycznej.

Okazało się, że mimo schematycznego działania, które wtłoczyłem do życia mój potencjał nie stracił na wartości! Mimo, że nie rozwijałem swoich wrodzonych zasobów tak, jak należy, one czekały na odpowiedni moment! Udało się! I tak rozpocząłem upragnione studia aktorskie.

Powrót demona…

Super! Bomba! Sukces! Ale…jednak nadal było coś nie tak… Mimo, iż moje marzenia zaczęły się spełniać, ja po prostu nie potrafiłem uwierzyć w siebie. A moje działania musiały mieć pewną choreografię, bym mógł czuć się w nich bezpiecznie. Za żadne skarby nie potrafiłem WYJŚĆ Z ROLI schematycznego życia. A przecież mówi się, że Aktor człek twórczy. A ja na tych studiach taki odtwórczy, zakompleksiony, wystraszony, trzymający się tego, co dla mnie bezpieczne.

Kiedy przyszedł czas zakończenia studiów artystycznych, poczułem, że znowu jestem pusty, jak bęben. Bo właśnie skończyło się coś, co było w końcu cykliczne. Dawało pewne bezpieczeństwo na kilka lat. A teraz? Trzeba samemu zacząć działać, szukać miejsc pracy, otworzyć się na nowe, na życie zawodowe, które jest tak bardzo nieprzewidywalne. Nie potrafiłem!

Pierwszy miesiąc od ukończonych studiów był dla mnie jakąś wewnętrzną katastrofą. Znowu straciłem sens działania. Moje nawyki choreograficznego życia były zbyt mocne. Bezsens? To mało powiedziane. Co dalej? Z dnia na dzień narastało we mnie poczucie frustracji bezsensowności i oczywistej frustracji…

Beznadzieja i nadzieja

Pamiętam ten dzień, kiedy nastąpiła kulminacja. W mojej głowie było tak wiele ograniczników, że kompletnie nie potrafiłem skupić się na tu i teraz. Postanowiłem poszukać pomocy, wsparcia, by jakoś wyrwać się z tego letargu. I właśnie wtedy “Wujek Google” oświecił mnie i wyświetlił, jako jedno z pozycji wyszukiwania: COACHING.

Hymm…co to jest? Nie wiedziałem, jak to działa. Podjąłem PRÓBĘ! Pełny niepewności, zapisałem się na pierwszą wizytę. Po niej wyszedłem jakby inny… Na czym polegała ta inność? Przez chwilę stanąłem obok siebie i zobaczyłem smutnego człowieka, który tak naprawdę już wszystko ma, tylko jego silne nawyki, schematy, które wytworzył, zamykają go w klatce i są dla niego samego największym DEMONEM.

To jedno spotkanie zapamiętam na długo, choć na chwilę WYSZEDŁEM Z ROLI! Dawno nie czułem tak dużej zmiany swojego punktu widzenia. Po raz pierwszy zobaczyłem się w trzech różnych perspektywach: jako AKTORA odgrywającego swoją rolę życia, jako WIDZA, który właśnie obserwuje swoje działania na scenie prozy życia oraz wreszcie jako REŻYSERA, który mógł wyreżyserować swoje działania na nowo, skupić się na tym, jak można przeformułować własne przekonania.

Pierwszy oddech WOLNOŚCI!

Po miesiącu pracy w procesie coachingowym poczułem pewne udrożnienie, myśli stały się w końcu wolne! To niesamowite, jak wartościowa jest nawet chwilowa zmiana perspektywy i wyjście z niewygodnej roli, która zabiera nam wolność. Jak często nasz punkt widzenia, którego kurczowo się trzymamy, zamyka nam furtkę do nowych przygód, nowego ja, które jest nadal zgodne z nami, ale zamiast bezsensownie ograniczać, rozwija i inspiruje! Daje energię! I W KOŃCU MA SENS!

To było niesamowite! Zacząłem tak bardzo interesować się coachingiem, że zafascynowany nim postanowiłem zostać coachem. Stwierdziłem, że nie bez powodu los dawał mi wiele prób, których nie potrafiłem wykorzystać! Czas to zmienić! Przekuć próbę w sukces! Stało się! Zostałem coachem! Kiedy już ukończyłem studia coachingowe, ekscytacja nie opuszczała!

Jednak zrozumiałem, że aktorstwo nadal jest dla mnie ważną cząstką! To właśnie dzięki takim działaniom wyrażam swoje emocje, tu jest miejsce na moją wrażliwość! Na bycie tu i teraz! Na działanie! Konkret! Próbę! Świadome błądzenie! Różnorodność! Dynamikę zdarzeń! Bodźcowanie! Życie! Rozwój swoich umiejętności! Wyzwania! Pracę nad sobą! Poznawanie różnych kolorów swojej osobowości, dzięki wchodzeniu w nowe role, w których jestem na chwilę, ba… na własne życzenie!

Marzyłem o tym, by poczuć się pełnym w tym, co robię! Strzałem nie w 10 a 100, było połączenie aktorstwa i coachingu, by mogła powstać niesamowita synteza, która oprócz zmiany perspektywy, punktu widzenia, da nowy kolor.

Demóweczka od losu

Los znowu dał mi próbkę działań w postaci zaproponowania mi organizacji treningu kompetencji miękkich. Ja w roli TRENERA! Postanowiłem połączyć te dwa niezwykłe elementy i stworzyć prawdziwą przestrzeń do tego, by uczestnicy moich treningów mogli zmienić swoją perspektywę!

WYJŚĆ Z ROLI! Przejrzeć i przyjrzeć się sobie w totalnie inny sposób. Odkrycia trzech punktów widzenia: Aktora, Widza i Reżysera. W działaniu! W eksperymencie. W próbie, podczas której dajemy prawo do popełnienia błędu – ŚWIADOMEGO BŁĘDU. Do prawdziwego funu z pełnego dystansu i uprzedzeń poznawania siebie.

Pamiętam, że wychodząc z pierwszego treningu poczułem, że to jest właśnie to, w czym czuję się pełny. Wsparcie drugiej osoby! Zwroty akcji! Różne tempa działania uczą elastyczności. A przede wszystkim pozwalają na bycie TU I TERAZ!

WYJDŹ Z ROLI!

Teraz zajmuję się wspieraniem Osób, których życie zamieniło się w “schematyczny kołowrotek”, bez możliwości naciśnięcia magicznego guzika STOP. Ten guzik jest wyjściem z niewygodnej roli, narzuconej przez samych siebie, bliskich nam ludzi, stereotypy społeczne, czy sytuację.

Choć na chwilę porzucamy odtwórcze działania, by zrobić niekonwencjonalny krok do przodu i wprowadzamy do naszego życia powiew świeżości, nowego, zgodnego z sobą JA, którego kostium jest w końcu uszyty na miarę swoich możliwości.

A Ty? Masz dla siebie swoje świadome tu i teraz? Czujesz, że Twoje JA mieszka w zgodnym z Tobą kostiumie?

Zapoznaj się z moją ofertą!

Stop - To nie moja rola

Stop - Zdejmij maskę

Zdejmij maskę!

STOP - Artysto

Stop Artysto!

Zapoznaj się z moją ofertą!

Stop - To nie moja rola

Stop - Zdejmij maskę

Zdejmij maskę!

STOP - Artysto

Stop Artysto!